Bycie suką jest sexy. Bycie skurwielem jest sexy. Randki są sexy. Zdobywanie, ryzyko, droczenie się, porażki i wielkie zwycięstwa. Niepewność, tajemnica, wszystko, co można osiągnąć i stosunkowa znikoma ilość tego, co można stracić. To jest sexy. Spojrzy? Dotknie? Pozwoli? To kręci jak diabli, to jest nieznane, zupełnie nieprzewidywalne, jak rosyjska ruletka. Niebezpieczeństwo kręci. Posiadanie szczątkowych informacji jest podniecające- fajny uśmiech, niezły tyłek, umie sklecić dwa zdania, a po trzeciej kolejce jest upojnie zabawny. Tyle wystarczy, żeby stracić głowę. Żeby zacząć, żeby rozkręcić. Oddzwoni? Odpisze? Spotka się? Dreszczyk emocji. Erekcja gwarantowana.
Do pierwszego "kocham". Bo jak już kocham, to nagle wszystko powszednieje. Nie jest sexy poprawianie szalika. Nie jest sexy dopytywanie o zdrowie, czy przypominanie o konieczności wzięcia witamin. Nie jest fajne, kiedy przy rozstaniu pojawiają się łzy, bo serce pęka na samą myśl o rozłące. Nie ma nic podniecającego w tym kiedy raz za razem zadaje się milion identycznych pytań w trosce o kogoś. Bo troska nie jest sexy. Ból, tęsknota, czasem wściekłość czy bezradność nie są wcale ekscytujące. Chęć stworzenia domu, bycia dla kogoś, opiekowania się nim są nudne. Dalej już tylko dno, kilometr mułu i kupa kamieni. Dziamganie o emocjach, pierdolety o tym, jak się się zasypia i budzi z myślą o nim. Bla, bla, bla. Gdzie w tym pieprz? Gdzie w tym ogień?
Dystans jest bardziej bezpieczny. Żadnego ryzyka. Lepiej powiedzieć mniej, niż zbyt wiele. Łatwiej się obronić, kiedy zostawimy sobie chociaż najmniejszą część tylko dla siebie.
Zatem seksowne są marynarki na pierwszej randce, nieskazitelne fryzury i zapach z ogonem. Egzotyka rozpala. Nudzi porozciągany dres, podły nastrój i wory pod oczami w niedzielny poranek. Odpycha trywialność codzienności. Nikt nie chce czegoś przewidywalnego, nużącego, kompletnie zwykłego. Nikt nie chce faceta- mamuśki, który będzie się bawił w żonę ze Stepford. Lepszy skurwiel, który ma wyjebane na wszystko, jak leci. Taki gwarantuje, że wieczór będzie spędzony z kolanami na wysokości uszu, a nie z lekturą Tołstoja, w bezpiecznej odległości jednego metra, w niby wspólnym łóżku.
Dlatego też wielu mężczyzn rozmyślnie unika związków. W obawie przed rutyną. Może mają rację? Może lepiej jest spędzić całe życie na wysokich obrotach? Nie wiem. Wiem tylko tyle, co jest lepsze dla mnie. A ja, od zawsze marzyłem tylko o tym, żeby być w związku. Mieć partnera, być partnerem i żyć razem, aż do momentu kiedy obaj kipniemy.
Nie wpadłem tylko na to, że przy okazji zupełnie nie będę w tym sexy.
Kolejny wpis zachęcający do refleksji... tak trzymaj ;)
OdpowiedzUsuńZajrzałeś tu!
UsuńJak mi fajnie!
Napisałbym "Zaglądaj częściej", ale chyba sam tu prawie nie bywam :)
Mówiłem, że czytam ��
UsuńTo tak dawno było...
UsuńNie zmieniam zdania :)
UsuńWyjąłeś mi to z umysłu i serca właściwie... Zajrzałem na chwilę przypadkiem w drodze do ... , a ujrzałem lustro rzeczywistości, dziękuję, idealnie ujęte.
OdpowiedzUsuńZaglądaj częściej, nie tylko przypadkiem.
UsuńA skoro w drodze... to bezpiecznej podróży!