Z wiekiem Supermana zdradziłem dla Kapitana Ameryki. Zaimponowała mi raz jeszcze koncepcja normalnego, porządnego mężczyzny, wiernego zasadom, odważnego i na wskroś dobrego. Może nawet nieco nazbyt cukierkowego, ale coż poradzić? Wojskowi zawsze mieli swój wielki i budzący respekt urok. Brakowało w nim wszystkich nadludzkich fajerwerków, ale nadrabiał czymś zupełnie innym- zawsze postępował słusznie. Wybierał to, co właściwe, cenił honor i tak naprawdę zdawał się być zawsze fajnym facetem z sąsiedztwa. Takim, na którym zawsze można polegać i przy kim można czuć się naprawdę bezpiecznie.
Jest chyba tak, że w herosach dopatrujemy się tego, czego szukamy w mężczyznach. Podobają nam się pełni ironii playboye, jak Tony Stark, mroczni faceci w typie Bruce'a Wayne'a, albo nieco przeintelektualizowani okularnicy, podobni do Clarka Kenta. Być może spędzając dzieciństwo z nosem w komiksach utrwalamy sobie w podświadomości pewien wzorzec, do którego próbujemy dopasować tych, którzy zaistnieją w naszym życiu. Może jest trochę tak, jak z baśniami o rycerzach w lśniących zbrojach i wspaniałych książętach?
Kiedyś komiksy, dzisiaj ich ekranizacje, to bajki dla dużych chłopców. Dzięki nim zachowujemy w sobie coś z dzieciństwa, rodzaj naiwności, ale też i wiarę w to, że w ludziach tkwi coś szczególnego. I tego szukamy- wspaniałego superbohatera, którego widzimy tylko my, nikt inny. To w naszych oczach jest herosem. To dla nas jest dobry, szlachetny i wspaniały. I wcale nie musi latać, ani ratować całego świata.
Wystarczy, że uratuje jednego człowieka. Przywróci mu wiarę. Przypomni o tym, w co kiedyś wierzył. Wystarczy, że będzie dobry. Naprawdę porządny.
Strasznie fajnie jest oszaleć za kimś tak niesamowitym!
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz