piątek, 5 lutego 2016

Gdzie mój bohater?

Pamiętam, że kiedy byłem mały, największym bohaterem był dla mnie Superman. Uwielbiałem filmy z Christopherem Reevem. Robiły na mnie ogromne wrażenie i rozpalały moją wyobraźnię wizją tego, że w każdym drzemie superbohater- ktoś o nadludzkiej sile, tkwiący w niepozornej powłoce, zawsze gotowy, by uratować świat przed zagładą. Ktoś nie do końca doskonały, bo przecież podatny na działanie kryptonitu, ale wciąż niezłomny, szlachetny i honorowy. Człowiek ze stali to fajna koncepcja i naprawdę niesamowicie byłoby mieć supermoce. Bardzo szybko odkryłem jednak, że we mnie nie ma nic nadzwyczajnego. Podziw i marzenia zostały jednak na całe życie. I nadzieja jeszcze na to, że kiedyś spotkam prawdziwego bohatera.

Z wiekiem Supermana zdradziłem dla Kapitana Ameryki. Zaimponowała mi raz jeszcze koncepcja normalnego, porządnego mężczyzny, wiernego zasadom, odważnego i na wskroś dobrego. Może nawet nieco nazbyt cukierkowego, ale coż poradzić? Wojskowi zawsze mieli swój wielki i budzący respekt urok. Brakowało w nim wszystkich nadludzkich fajerwerków, ale nadrabiał czymś zupełnie innym- zawsze postępował słusznie. Wybierał to, co właściwe, cenił honor i tak naprawdę zdawał się być zawsze fajnym facetem z sąsiedztwa. Takim, na którym zawsze można polegać i przy kim można czuć się naprawdę bezpiecznie.

Jest chyba tak, że w herosach dopatrujemy się tego, czego szukamy w mężczyznach. Podobają nam się pełni ironii playboye, jak Tony Stark, mroczni faceci w typie Bruce'a Wayne'a, albo nieco przeintelektualizowani okularnicy, podobni do Clarka Kenta. Być może spędzając dzieciństwo z nosem w komiksach utrwalamy sobie w podświadomości pewien wzorzec, do którego próbujemy dopasować tych, którzy zaistnieją w naszym życiu. Może jest trochę tak, jak z baśniami o rycerzach w lśniących zbrojach i wspaniałych książętach

Kiedyś komiksy, dzisiaj ich ekranizacje, to bajki dla dużych chłopców. Dzięki nim zachowujemy w sobie coś z dzieciństwa, rodzaj naiwności, ale też i wiarę w to, że w ludziach tkwi coś szczególnego. I tego szukamy- wspaniałego superbohatera, którego widzimy tylko my, nikt inny. To w naszych oczach jest herosem. To dla nas jest dobry, szlachetny i wspaniały. I wcale nie musi latać, ani ratować całego świata.

Wystarczy, że uratuje jednego człowieka. Przywróci mu wiarę. Przypomni o tym, w co kiedyś wierzył. Wystarczy, że będzie dobry. Naprawdę porządny.

Strasznie fajnie jest oszaleć za kimś tak niesamowitym!

 

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz