czwartek, 30 lipca 2015

Wrócić i przeżyć.

Tegoroczny urlop zmarnowałem w sposób spektakularny, niejako z własnej głupoty i naiwności. Zatem pretensje mam jedynie do siebie, a trzy tygodnie chuj strzelił. Cóż. I tak bywa. Z tego powodu można by pomyśleć, że wrócę z pieśnią na ustach, nic jednak bardziej mylnego. Zostałbym w domu na następne trzy tygodnie, a najchętniej nie wracałbym tam wcale. Jest to jednak luksus, na który nie mogę sobie pozwolić, a na bycie utrzymankiem jestem stanowczo za stary.

Wiedząc doskonale, że powrót do pracy będzie dla mnie traumatyczny, przynajmniej zaplanowałem go w ten sposób, żeby po dwóch przepracowanych dniach mieć do dyspozycji weekend na regenerację. Mhm. Powinno być przez to łatwiej. Powinno. I pewnie by było, gdybym nie pracował w miejscu, gdzie beze mnie wszystko stoi albo się pierniczy. Nie, nie jestem aż tak dobry, po prostu swoją nadgorliwością kolejny raz doprowadziłem do sytuacji, w której reszta może żyć w błogiej nieświadomości, bo krasnoludki robią wszystko same (Jezu, Halyna, następny modus operandi!). Robią, robią, o podwyżkę się nie upominają, z urlopami nie szaleją, i gdyby jeszcze tylko od czasu do czasu nie były tak pyskate, to pewnie idylla trwałaby w nieskończoność. Nikt nie jest doskonały, krasnale o wzroście metr osiemdziesiąt siedem też nie. Może i pracowite, ale wyszczekane, jak czort (może rzeczywiście należę do chamów, z którymi nie należy się zadawać?).

Ogarnąłem dziś jednak wszystko. Zawsze ogarniam. Przeżyłem. Zawsze to robię. Po co więc truję Wam o tym dupę? Bardziej dla siebie, niż dla Was, sorry. Żeby przeczytać to czarno na białym i spiąć się. Odpuścić sobie marzenia o Warszawie, czy Trójmieście. W świetle ostatnich wydarzeń to byłby pomysł kompletnie od czapy. Wrócić do poszukiwania pracy we Wrocławiu i szukać czegoś, na czym się kompletnie nie znam. Zatrudnić się gdzieś, gdzie wszyscy mieliby w dupie, skąd pochodzę i co robiłem przez całe życie. Nauczyć się czegoś od samego początku, pozwolić pracodawcy, aby ukształtował mnie na nowo i wreszcie robić coś, co będzie mi sprawiało ogromną radość.

Tak, to prawda- jestem niekonsekwentny. Nie dalej jak rok temu inwestowałem w siebie, żeby robić coś ponad, rozwinąć się w branży zarządzania i pokazać sobie i innym na ile mnie stać. I co? Zdanie zmieniłem. Wolno mi. Już nie chcę. Ludzie potrafią w 5 minut skreślić cztery lata, to ja mogę po roku skreślić lat dwanaście. Noża na gardle nie mam, mogę spokojnie sobie szukać, a wtedy może już nie będę kombinował jak przeżyć. Zacznę żyć. Trochę bardziej. W miejscu, które zawsze będzie dla mnie szczególne.

Po latach dobrowolnej rezygnacji ze wszystkiego, chcę mieć trochę zabawy. Mogę? Mogę. Jednak dobrze być singlem.


4 komentarze:

  1. Nie ma ludzi niezastąpionych:) Są tylko pracowite misie, co się dają wykorzystywać niecnie.
    Szukaj, szukaj tej pracy we Wro. To genialny pomysł jest:)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. A potem misiom zadaje się pytanie: "Gdzie się Misiu tak nauczyłeś szybko pracować?", a miś mówi, że on tak sam z siebie.
      Zbieram się do odpowiedzi na maila. Przepraszam, że długo mi to zajmuje...

      Usuń
  2. moja koleżanka mówi: nie pokazuj, że umiesz zrobić coś szybko, bo ktoś to wykorzysta ;-)

    -mix

    Ps. Czasami problem tkwi w tym, że za wysoko stawiamy sobie poprzeczkę i przenosimy to na kolegów/koleżanki z pracy

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dużo większym problemem jest to, ze szefowie przyjmują wysoko ustawioną poprzeczkę za normę i nie wymagają już później ani trochę mniej.

      Usuń