środa, 15 czerwca 2016

Fenomen.

Mój mężczyzna nie ma ze mną łatwo. W zasadzie to serdecznie mu współczuję, że tak fatalnie trafił. Utrudniam wszystko do granic możliwości, ale jędzowaty charakter objawia się we mnie wtedy, gdy mojej lepszej połowy przy mnie nie ma, bo gdy jestem z nim, nie ma takiej rzeczy, której bym mu odmówił.

Nie bardzo umiem jednoznacznie wskazać, na czym polega jego fenomen. Co dzieje się takiego, że gdy jestem przy nim, na wszystko patrzę zupełnie inaczej? Czy to barwa jego głosu, spojrzenie? Fakt, mógłbym go słuchać godzinami, a piękniejszych oczu w życiu nie widziałem. Głupio by było jednak napisać, że chodzi tylko o to. Jest przecież więcej. Ten szczególny rodzaj poczucia humoru, w którym łatwo dostrzec jego nieprzeciętną inteligencję? Oczywiście, że tak! Jego umysł jest jak brzytwa, ale to wciąż nie wszystko. A może chodzi o to, jak się przy mnie zachowuje, jak w nieoczywisty sposób daje mi do zrozumienia, że dba o mnie, kocha i liczy się ze mną? Naprawdę nie wiem, czy tak działa na mnie jego sylwetka, profil, a może sam zapach. Nie wiem, czy chodzi o sposób w jaki mnie całuje, czy raczej o to, że kiedy czuję jego dotyk, mam wrażenie, że obchodzi się ze mną tak delikatnie, jakby trzymał w dłoniach coś najcenniejszego na świecie. Nie wiem nawet w którym momencie przy nim spokojnieję. Czy ma to miejsce, wtedy, gdy trzyma kubek z herbatą, czy raczej kiedy sięga po papierosy. Pojęcia nie mam, czy tracę przy nim swoje bojowe nastawienie wtedy, gdy wychodzi spod prysznica? A może wtedy, gdy zasypia i słyszę, jak jego oddech spokojnieje i staje się kojąco rytmiczny? Jest tak wiele rzeczy, które mnie w nim fascynuje, przez które tracę rozum. Tyle w nim podziwiam, tyle dostrzegam. To kim jest, jaki jest, kim się stał, kim potrafi być.

Zadziwiające jest to, że w takim momencie, kiedy jestem przy nim, doskonale wiem, że nie zmieniłbym w nim ani jednej rzeczy. Gdybym mu o tym powiedział, nie uwierzyłby mi. Zbyt często ciosam mu kołki na głowie, zbyt rzadko powtarzam mu, że jest moim jednym na milion. Jednym na cały świat. 

I teraz jedno spojrzenie na niego. Dźwięk głosu, dotyk, cokolwiek, co niesie ze sobą reakcję, dowód na jego obecność. Zapominam. Wiem, że przez resztę życia chcę się budzić, czując się bezpiecznie w jego objęciach. Czując na sobie ciężar jego ramienia, wsłuchując się w bicie jego serca. Nie jest mi potrzebne nic więcej. Nie dbam o to, gdzie będę, nie obchodzi mnie co ze mną będzie się działo. Nie jest ważne, czym będę się zajmował, co osiągnę. Wiem, że chcę być w zasięgu jego łapy. Do tego momentu, cokolwiek jeszcze wydarzy się po drodze- wytrzymam, zniosę to. Poradzę sobie.

Dookoła dzieje się mnóstwo złych rzeczy. A ja myślę o przyszłości. 

Miłość to naprawdę zabawna rzecz. 

Kocham i tęsknię. 



Brak komentarzy:

Prześlij komentarz