sobota, 11 czerwca 2016

Zbieg z wyspy Doktora Moreau.

Nie jestem świetną partią. Iloraz inteligencji mam żenująco niski i wielu rzeczy na świecie po prostu nie rozumiem. Do innych dorabiam niestworzone teorie, męcząc tym siebie i innych. Jako nietypowy Polak, unikam rozmów o polityce, nie chodzę do kościoła, nie znam się na piłce nożnej (naprawdę nie wiem czym zasłynął Lewandowski, poza tym, że jego żona ma talent do klejenia pierogów z mąki kasztanowej), piwo uważam za niesmaczne, a w dodatku naprawdę nie wiem o co takie wielkie halo z tymi Stulejmanami ze "Wspaniałego stulecia". W zasadzie z telewizji to ja tylko Madzię Hashtag Besos.

Nudny jestem. Zdarza mi się przyciąć komara popołudniu. Jem byle co. Nie unikam akrylamidów. Nie liczę swojego BMI. Mam problem ze słodyczami- jestem jak te dzieci naszprycowane cukrem- jak się nażrę za dużo, to mi odpierdala. Fakt naukowo udowodniony. Nie piję kawy. Nigdy. Kawa + cukier i mógłbym opuścić granice Układu Słonecznego.  Zatem kawy niet. Chłopcy nie potrafili tego pojąć, ilekroć swego czasu chcieli się ze mną umówić. Chyba, że "kawą" nazywali pierdolenie się w publicznych toaletach, ale przy całej ociężałości mojego umysłu, akurat takich byłem w stanie rozszyfrować bardzo szybko, nie było więc kawy, żadnej sody ani dżusu, ani nawet rolowania blanta na bekstejdżu. Nigdy nie paliłem, więc raczej na raka płuc nie kipnę. Może szkoda... Ale zostają rzeczone akrylamidy.

Nie jestem rodzinnym facetem. Nie mam tysięcy kuzynów i pociotków, cioć i wujków. Mam za to świetne relacje z Mamą, czym po raz kolejny nie wpisuję się w pokolenie, obwiniające rodziców za każdą napotkaną w życiu podłość. Ja nie winię. Do wszystkiego, co w życiu zasrane, doprowadziłem sam. W zasadzie to całe życie tylko chciałem mieć przy sobie faceta. I to by było na tyle z rodziny. Czyli tłumów nie lubię- ani obcych, ani tych z więzami krwi. Nie wracam z rozrzewnieniem do czasów licealnych i generalnie jest mi całkiem dobrze w byciu dorosłym. Nie jestem duszą towarzystwa (albo może jestem, ale tylko wtedy, gdy nikogo nie ma dookoła mnie), za to bywam mocno wyszczekany. Na moją korzyść przemawia jedynie to, że lepiej szczekam, niż gryzę. Ale to wtedy, kiedy się mocno rozpędzę. W pozostałych przypadkach lepiej mi jest milczeć.

Nie mam ciała Adonisa, hollywoodzkiego uśmiechu, wspaniałego zarostu i błękitnych oczu. Rzekłbym raczej, że jestem mocno nieforemny i wyglądam jak kupa. Nie mam specjalnie z tym problemu, są ludzie stworzeni na okładki magazynów i tacy, którzy powinni pracować w kanałach. Zresztą całkiem mi z tego powodu wesoło, ale o tym kiedy indziej.

I teraz idę ulicami Warszawy. Mijam panów, siedzących przy kawiarnianym stoliku, zaczytanych w jakiejś bardzo ambitnej lekturze, której najprawdopodobniej nigdy mieć w rękach nie będę. Mijam mężczyzn w garniturach, które kosztowały więcej niż dwie moje pensje. Mijam rosłych bywalców siłowni, o bickach wielkości mojej głowy, takich, co tyłkiem potrafią łupać orzechy. Wokół mnie aż się roi od stylowych klasycznie, stylowych nonszalancko, inteligentnych z wyglądu, zachowania, naturalnie lub z wyczuwalną sztucznością. Idę więc mocno zawstydzony i ilekroć przypadkowo napotkam czyjś wzrok, prędko wbijam go w ziemię, co swoją drogą wygląda nieco komicznie, jakbym przed chwilą coś zmajstrował.

Nie ma we mnie nic szczególnego. Nie wyróżniam się niczym. Nie mam zbyt wiele do powiedzenia, nie jestem interesujący, nie robię w życiu nic ekscytującego. Nie noszę "niubalansów" ani "ermaksów". Nie mam szerokiej klaty, a moje cyce wcale nie są jak donice. Każdy z tych błyskających na ulicy  kształtną łydką chłopców stoi wyżej mnie, więc czuję się tu kosmicznie niedopasowany. Pięć lat temu zapadłbym się tu pod ziemię. Dzisiaj tylko chwilami czuję się tu jak zbieg z wyspy Doktora Moreau.

I tak się tylko nad jednym już teraz zastanawiam- jakim cudem, u licha ciężkiego, ktoś mnie pokochał?

2 komentarze:

  1. sorry........uśmiałem się z tego tekstu :)

    pamiętaj....chodź zawsze z podniesioną głową...jesteś tego wart!

    -mix

    OdpowiedzUsuń