Żaden z koncernów farmaceutycznych jednak nie zwietrzył w tym biznesu. Nikomu nawet do głowy nie przyszło, żeby przyjrzeć się chemii, zachodzącej w ludzkim mózgu i znaleźć idealne, farmakologiczne rozwiązanie, które przyniosłoby przecież ulgę całemu światu. Ze swym gniewem zostajemy więc sami. I z reguły, pozwalamy mu zżerać nas samych i tych nieszczęśników, którym przyszło znaleźć się w pobliżu.
Co robią dorośli z emocjami? Upychają je głęboko w sobie, budują z nich nieprzebyty mur, w którym zamykają samych siebie, znajdując w tej samotni całkiem przytulne mieszkanie. Nie ma sensu wywlekać całego tego gówna na zewnątrz. Nikt nie zrozumie, nikt nie pojmie. Nikt nie powie: "Ok, widzę, że jesteś wściekły, powiedz mi co się dzieje, jak Ci pomóc?". Każdy zareaguje własnym gniewem, który przecież też pozornie zachomikował gdzieś głęboko, ale nie na tyle, by nie pozwolić mu wydostać się na światło dzienne przy pierwszej nadarzającej się okazj. Jesteś wściekły? Ktoś się wścieknie na Ciebie. Wyczuje. Włączy mu się czerwony alarm, stan podwyższonej gotowości i zaatakuje Ciebie dużo mocniej, niż sam planowałeś zaatakować jego. Odgryzie się za Twoją głupią odzywkę, za Twoje wrogie spojrzenie i za każdą jedną krzywdę, jaką doświadczył, nwet już nie tyle od Ciebie, co od innych ludzi w ostatnim czasie. Dasz upust swoim emocjom, zaleje Cię lawina czyjejś żółci.
Trzymaj więc język za zębami, mów, że wszystko u Ciebie w porządku, gryź się w język, licz do dwudziestu, kontroluj oddech i utwierdzaj wszystkich w przekonaniu, że niczym się nie różnisz od reszty. Swoje brudy pierzesz w czterech ścianach i nic nikomu do tego. Bądź fałszywy i sztuczny, nawet za cenę własnego oddechu.
A powody? Przyczyny? No dalej, nie jesteś aż tak głupi, świetnie wiesz, co w Tobie siedzi, co Cię boli i co frustruje. Pewnie nawet znasz rozwiązanie, które zaoszczędziłoby Ci wiele nerwów, uprościłoby życie. Tak, to aż takie proste.
Jeśli jednak nie chcesz skorzystać z gotowego rozwiązania, jeśli masz siłę, żeby się pomęczyć jeszcze trochę, jeśli widzisz gdzieś w tym większy sens, jeżeli czujesz, że w ostatecznym rozrachunku było warto zaciskać zęby latami... Wtedy dla dobra własnego i innych, znajdź ujście dla tych emocji. Idź na siłownię. Naucz się dziergać na drutach. Zacznij na powrót prowadzić blog. Zapisz się na jakiś kurs. Zmień otoczenie. Wróć do czytania. Wrzeszcz, ile sił w płucach, przy przejeżdżających pociągach, albo po prostu wyj do księżyca. Bo inaczej się nie da. Nikt nie zrozumie, nikt nie pojmie, a jeśli nawet komuś opowiesz o tym, co Cię trapi, to umniejszy Twój problem i powie, że ma gorzej. Nie mów więc. Walcz, wyżyj się, a potem wskocz na powrót do swojej skorupy, zamknij się w twierdzy, którą zbudowałeś i udawaj, że wszystko jest w porządku.
Bo z czasem będzie. Trzeba tylko poczekać. I nie zwariować, czekając.
Nie radzę sobie z emocjami...zwiększony wysiłek fizyczny nie pomaga...
OdpowiedzUsuń-mix
ps. na insta zdjęcia z wawy, kiedy tam byłeś?
Szczerze? Nie znam nikogo, kto umiałby sobie z nimi radzić na dłuższą metę. Znam jednak kogoś, kto umie je okiełznać na tyle, by nikogo nie krzywdzić. I tego bym chciał się nauczyć.
UsuńP.S. Rzeczywiście, byłem. Przed niespełna dwoma tygodniami. Bardzo lubię Warszawę. Dobrze mi tam. I o tym postaram się napisać.
Ja byłem dokładnie 2 tyg temu w wawie:)
Usuńmożliwe, że widzieliśmy te same wiewiórki w łazienkach królewskich ;-)
-mix
Wielka szkoda, że nic o Twoim pobycie nie wiedziałem. Może byłaby okazja, żeby porozmawiać o emocjach, o których wspomniałeś?
UsuńRzeczywiście, to mogły być te same wiewiórki. Zapewne biegały od Ciebie do mnie i z powrotem :)
Nie umiem/nie chcę rozmawiać o emocjach...są tylko one i ja...ehh...
Usuńja też nie widziałem, że byłeś w stolicy:)
-mix
Spokojnie. Będę jeszcze w lipcu, w sierpniu...
UsuńJa tam szybko chyba nie zawitam
Usuń-mix
Też tak myślałem w maju.
Usuńale ja na poważnie, chyba, że przejazdem ;)
Usuń-mix
w ogóle to po pierwsze miło, że coś opublikowałeś i pojawiłeś się :)
OdpowiedzUsuń-mix
Miło, że czekałeś...
Usuń