To były lata osiemdziesiąte i początek dziewięćdziesiątych. A dzisiaj co? Przykładowo Ciocia Kryształ imieninuje. I? Gdzie wieńce kwiatów, gdzie umyślni z podarkami? Gdzie śpiewające telegramy? Nie ma. Zabawne to nawet, bo przecież każdy z nas zaopatrzony jest w brandowane firmowym logo terminarze, w których jak byk stoi przy każdej dacie, która Maryjka, Zuzanka czy Stefanek dziś świętują. Żaden Marian się nie uchowa! Pogodynki o tym trąbią, radio powtarza po horoskopie, wygooglować potrafi każdy głupi. I? I nawet tego kartoflanego cukierasa brak.
Moje platynowe, wzburzone alter ego zrobiło research i wyszło, że Pęlend jest jednym z niewielu krajów na świecie, gdzie imieniny jeszcze się świętuje. Nawet w Rosji dali sobie spokój (drogi czytelniku z Rosji, prawda to?). Raczej to jakiś postkomunistyczny relikt, trochę taki, jak ja sam- jeden z ostatnich wyrzutów sumienia, napromieniowany po Czarnobylu. Może rzeczywiście już nikomu się w to nie chce bawić? Może to nikomu nie potrzebne? Może archaiczne i kompletnie nie pasujące do całego zachłystywania się zachodem?
Kiedyś był sens. Była bibka, można się było okazjonalnie uchlać i wręczyć komuś goździk. Jeden. Łodygą do góry. I dorzucić rajstopy, jak na Dzień Kobiet. Dzisiaj? Hmm... W pracy lepiej trzymać się z daleka i pilnować, żeby ktoś nie sprzątnął nam awansu. Po pracy to już raczej nie ma sensu, bo jak się napierdolić, to w samotności, żeby nikt nie widział, ewentualnie odczekać do weekendu i uraczyć swoim browarowym pawiem przyjaciół na okazjonalnym grillu. A, jak wiadomo, grille nie potrzebują okazji. Więc po co to komu?
Jako Kryształowa, jestem z tych sentymentalnych. Tych, co wertują kalendarz, notują, ustawiają sobie przypominajki w telefonie, a listy prezentów mają przemyślane z półrocznym wyprzedzeniem. Z tych co uwielbiają walentynki, zajączki i inne akcje. Może czas już przestać? W końcu dochodzę do wieku, w którym należy świętować trzydzieste piąte urodziny przez następnych piętnaście lat... Może lepiej siedzieć cicho?
Dobrze więc. Nie będę stał w oknie, wypatrując umyślnych. Prezent sobie sprawię sam. Zamiast tortu, zeżarłem kokosankę. Czy ktokolwiek wie jeszcze co to kokosanka? Taka kostka z suchego jak pieprz biszkoptu, przełożona najgorszą marmoladą wieloowocową, grubo oblana czekoladopodobną polewą i obsypana wiórkami czekoladowymi. Cała zabawa w tej polewie i wiórkach, reszta działa raczej na zasadzie "wełna, nie wełna- grunt, że dupa pełna", jak powiedział mól. Miałem wstawić zdjęcie kokosanki na Instagram, ale postanowiłem wyładować swoje frustracje na ciasteczku, i teraz nie bardzo jest co wstawiać. I znowu w chanele się nie wbiję. A Chanel się! Zamiast tego znowu wrzucę jakieś warszawskie reminiscencje.
Wszystkim solenizantom- aktualnym, przeszłym i przyszłym, życzę miłego świętowania we własnym towarzystwie. Nie ma tego złego, co by na dobre nie wyszło- przynajmniej nikt nam nie kupi kretyńskiego prezentu z erotycznym podtekstem.
zjadłbym kokosankę;-)
OdpowiedzUsuń-mix
Ps. Spóźnione ale szczere życzenia imieninowe przesyłam
Mogę posłać kuryjerem.
OdpowiedzUsuńPs. Dziękuję :)