Kryształowa jedzie na wakacje. Nie już, nie od razu, nie na długo, ale na moment chociaż. Nie egzotycznie, nie po to, żeby wylegiwać się przez tydzień przy hotelowym basenie, ani po to, żeby pływać czółnem i podcierać się gałązką. Nie będzie wstawała o piątej nad ranem, żeby oparawanować upatrzone miejsce na plaży, ani też nie wyruszy do Dubaju, żeby narzekać, jak tam drogo. Nie ruszy w swoich Lubutenach w Bieszczady i nie będzie spała w schowku na szczotki z dziesięciorgiem niedomytych studentów poszukujących swojej tożsamości w górskim schronisku, bez WiFi, pośród niedźwiedzi sapiących za oknem i gdzieś pomiędzy odkrywaniem kolejnych bąbli na stopach a suszeniem chanelowych skarpetek, upranych w strumyku.
Kryształowa śmignie rzecz jasna do Warszawy. Popierdolona warszawianka z wyboru bardziej, niż z urodzenia. Raz śmignie w lipcu, na trochę, raz w sierpniu, też na trochę. Jako miejskie stworzenie, będzie przesiadywać u Wedla celebrując każdy kawałek swojego tiramisu (przy czym nie omieszka zaznaczyć, że lepsze jadła wyłącznie w Paryżu). Wybierze się na soczysty kawał kotleta z sosem cytrynowym, który znaleźć można tylko w "Oh Burgerze" na Rozbracie. Poszuka gdzie w Warszawie można znaleźć ukochane kronaty, wybierze się po białą czekoladę i bagietki do "Charlotte". Spędzi cały ranek, karmiąc wiewiórki w Łazienkach, przejdzie się wzdłuż Wisły, zbombarduje Instagram mniej i bardziej udanymi zdjęciami.
Posnuje się tu i ówdzie, z całą pewnością będzie ją można spotkać w najważniejszych puntach miasta. Smuteczek trochę, że to już nie sezon teatralny, bo z pewnością by się wybrała na "Mamma Mia" do Romy, raz jeszcze poruszać bioderkami, klaszcząc na stojąco i wyśpiewując z całych sił "Waterloo, nie ma ucieczki, gdy chce się żyć! Waterloo, z Tobą na wieki, bo tak ma być!". Albo czwarty raz wzruszyć się w Studio Buffo, kiedy Polita śpiewa, że dogonił ją smutek. Ale na to będzie czas jesienią. Jest lato, trzeba trochę zmienić otoczenie i złapać oddech po zawodowym maratonie przodowniczki pracy.
Jedźmy więc Stanley! Ja kocham te podróże!
BTW- mówienie o sobie w trzeciej osobie to silny objaw choroby psychicznej. Just sayin' ...
choroba chorobą, ale ten autoironizm bezcenny :) uwielbiam :)
OdpowiedzUsuńmiłego podróżowania
-mix
Merci beaucoup, mon ami!
Usuń