niedziela, 11 października 2015

Bądźmy szczerzy.

Życie jest do bani. Gdzieś w moim około matuzalemowym wieku dochodzi do człowieka, że w zasadzie to nadal jest pod górkę, a świata sie już raczej nie zawojuje. Coraz mniej żyje się marzeniami, coraz bardziej rzeczywistością, coraz częściej zwycięża pragmatyzm. Słowem- nic fajnego.

Owszem, fantastycznie by było, gdyby nagle życie zaczęło wyglądać dokładnie tak, jak snuliśmy o nim wyobrażenia, w swej nieograniczonej naiwności. Gdyby nagle rzeczy zaczęły się układać tak, jak powinny. Tak jednak nie będzie. Nie zjawi się Matka Chrzestna, Wróżka Zębuszka, ani  Dzwoneczek, czy inna skrzydlata cholera. W oczekiwaniu na cud, życie przecieka przez palce. Cud trzeba sobie sprawić samemu, nie zrobi tego nikt za nas, a do tego trzeba przestać walczyć z wiatrakami i spokojnie rozejrzeć się dookoła, dostrzegając przy okazji nieco więcej niż do tej pory.

W pogoni za wyśrubowanymi marzeniami traci się z oczu to, co dzieje się tuż obok, pod nosem. Omija się szanse, które przynieść mogą o wiele więcej niż wydawać by się mogło. I po co? Przecież można prościej, łatwiej, nie zadręczając przy tym siebie.

Henia wie o czym piszę. I o tym śpiewa w swoim pierwszym kawałku od 2008 roku. 

Niech to będzie theme song na nadchodzący tydzień, dobrze?

 

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz