wtorek, 15 września 2015

Co mi jeszcze powiesz?

Trzeba przyznać, że darmowe rozmowy telefoniczne i smsy nie do końca wyszły nam na dobre. O wiele ciekawiej i bardziej konkretnie było wtedy, kiedy płaciło się za każdą rozpoczętą minutę rozmowy, a za wiadomości tekstowe płaciło się jak za zboże. Precyzja przekazu była wtedy priorytetem, rozmowy zamykały się w sześćdziesięciu sekundach, a dodatkowo przy smsach trzeba było zapomnieć o znakach diakrytycznych i zmieścić informację w stu sześćdziesięciu znakach. Tak było kiedyś. Dzisiaj już jesteśmy bardziej wyzwoleni.

"Halo, gdzie jesteś?I? Ja w Biedronce! Papier się skończył. Co?!? Nie słyszę! No mówię, że w Biedronce!". Dzwonimy do siebie z byle bzdurą. Po telefon sięgamy chętnie i tak często, jak tylko się da. Bo przecież jest za darmo. A jak się za coś nie płaci, to trzeba dużo. Wisimy więc na telefonach w domu, w pracy, po pracy, przy znajomych, w kinie, na wystawach i próbując się wyciszyć na spacerze. No ok, wtedy wyciszeniu ulega jedynie dzwonek telefonu, bo i tak stukamy po ekranie, albo nie odrywamy go od ucha. Najpewniej wszyscy dostaniemy guza mózgu, albo raka oka. Czort z tym. Poza truciem ludziom dupy o byle błahostkę, telefony wyszły naprzeciw naszym rozlicznym romansom, zwłaszcza na ich wstępnym, mocno niepewnym etapie. I z tego już się robi horror. 

Brak ograniczeń sprawia, że w dowolnym miejscu i czasie można kogoś pomolestować banalnym pytaniem "Co robisz?". Oczywiście w tym miejscu rozmówca winien rzucić wszystko, rozwalić się na kanapie i zabawiać nas rozmową, bowiem to, że cierpimy na nadmiar czasu oznacza, że inni muszą mieć dokładnie tak samo, w identycznym momencie. Ma się jednak maniery. Trzeba być grzecznym. Trzeba wykazać przynajmniej minimum kultury i ogłady. Rozmawia się więc o rzeczach ważnych, później przechodzi do tych trywialnych, aż kończy się już na samych bzdurach. Mimo wszystko ciągle jest mało, więc coraz częściej słychać już tylko westchnienia i jakieś niezidentyfikowane odgłosy z oddali. Trochę pomrukiwania, coś na kształt lekkiego flirtu, kończącego się u niektórych quasi-erotycznym posapywaniem. Tematy coraz bardziej miałkie. Aż w końcu pada moja ulubiona część- "I co mi jeszcze powiesz?". Czyli nudzę się setnie. Wykrzesaj coś z siebie. Zabaw mnie. Zaprezentuj program artystyczny z żonglerką, monocyklem, recytacją haiku i własną impresją na temat ulubionego aktora, Czy można chcieć więcej, niż dojście do momentu, w którym ktoś, kto zaprząta nam uwagę, twierdzi w bardzo jednoznaczny sposób, że otrzymuje zbyt mało, aby być dostatecznie ukontentowanym i przedłużyć banalną rozmowę o następne pół godziny?

"I co mam Ci jeszcze powiedzieć?"... Nie, nie. Nie jestem aż tak głupi. Tu wcale nie chodzi o to, żeby opowiedzieć, że właśnie buduje się domy dla afrykańskich sierot, zbawiając przy tym świat własnoręcznie wynalezioną szczepionką przeciw największym epidemiom oraz pisząc doktorat z fizyki nuklearnej. Rzecz w tym, żeby powiedzieć dokładnie to, co druga strona chce usłyszeć. "Myślę o Tobie, brakuje mi Ciebie, tęsknię mocno, chciałbym być przy Tobie, chcę, żebyś mnie objął, pocałował, przytulił". I w tym naprawdę nie ma nic złego- wszystko świetnie rozumiem. Tylko czy naprawdę nie da się wprost? Tęsknisz? Powiedz mu to. Po co te wybiegi z wymyślaniem kolejnych tematów dla czczej rozmowy? Tyle, że wtedy rozmowa zakończyłaby się zbyt szybko. Więc wolimy zgrywać znudzone dziewczątka, które tylko strzygą uszami, żeby usłyszeć coś pikantnego na swój temat. Zalatuje gimnazjum. Prowincjonalnym.

Swoją drogą telefony to też droga do psychozy. Dlaczego nie odebrał? Dlaczego nie oddzwonił? Czemu nie odpisał? A potem już wpada się do króliczej nory, bo z całą pewnością to wszystko oznacza, że ma kogoś, a w najlepszym przypadku przynajmniej się puszcza.

Zdrowiej dla nas by było, gdyby stawki operatorów sieci komórkowych pozostały jednak horrendalne. I może też te znajomości byłyby jakieś takie bardziej ludzkie, bez niezręcznych momentów ciszy, kontr-produktywnego przedłużania, bez niedomówień, interpretacji pozbawionych mowy ciała i mimiki, bez dorabiania teorii tam, gdzie nie ma dla nich miejsca. Mniej telefonów bym proponował. Więcej ludzkich kontaktów. Tych rzeczywistych. I bardziej chyba konkretnych. A rozmowy nadal będę zamykał w trzydzieści sekund. Mimo, że mam darmowe. Tylko z wiadomościami mam problem. Spory.

To jak? Co mi jeszcze powiesz?


Tribute to Charlotte York

11 komentarzy:

  1. No chciałabym zobaczyć te rzeczywiste kontakty w Twoim wykonaniu.

    OdpowiedzUsuń
  2. znak czasów? straszno się zrobiło tutaj...tym bardziej, że nie mogę doczepić się do niczego...jak ja to przeżyje? jest jeszcze jeden problem internet w telefonie nielimiotowany - ludzie w ogóle się nie krępują i non stop gapią się w ekranik smartfona-używają tępych aplikacji i innych interakcji....masakra....i to będąc w związku - obudzi się jeden (jedna) lub drugi (druga) i już trzeba zalogować się.....znam to z własnego podwórka, żeby nie było i nie sądzę by to był wyjątek

    -mix

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Logować się nie trzeba. To samo wskakuje, jak tylko poczuje dostęp do internetu :)

      Usuń
  3. oczywiście mam czasami ochotę wypierd....wszystkie te ekrany (laptopy, tablety, smartfony, inne dziadostwo) przez okno i zrobić festiwal latających przedmiotów rosnąco wg cali

    -mix

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Ja Cię bardzo proszę, niczego nie wypierdalaj. Raz, że ktoś może w łeb oberwać, a dwa, że znowu mi się zgubisz. Musisz mieć wszystkie ekrany i dostęp do moich dyrdymałów przez internet. Inaczej sobie tego nie wyobrażam!

      Usuń
    2. hehe ;-) nie pisałem o swoich sprzętach....nie widać u mnie problemu uzależnienia od internetu - czuję się tak wolny, gdy nie muszę korzystać z bycia online - i jest to dla mnie świętość!! nie chcę żyć w idealistycznej bajce, żeby nie korzystać w ogóle ale by mieć umiar;

      co do rozmów przez telefon - lubię konkretnie i na temat; rację masz Kolego, że "nielimity" sprawiają, że głupiejemy; obok pytań co mi jeszcze powiesz lubię też inne zaczynające się od "co" ;-)

      SMS - nie mam jakiegoś problemu specjalnego, czasami zdarza mi się pisać dużo i nie zawsze na temat ale też są wygodniejsze często od zwykłego telefonu

      -mix

      Ps. a z czasów przedpotopowych pamiętasz (i chyba o tym kiedyś pisałeś), że puszczało się "strzałki"=sygnały, a wcześniej się ustalało co one oznaczały - np. już wychodzę, czekam pod blokiem itp....ale fajowo wtedy było

      Usuń
    3. Dobrze. Cieszę się, ze niczego nie wyrzucisz.

      Przeciągane rozmowy są dla mnie zwyczajnie niezręczne. Chociaż... naprawdę rozumiem sytuację, kiedy nie można być z kimś, a kontakt telefoniczny jest jedyną opcją i wtedy każdą minutę chce się przedłużyć w nieskończoność.

      Wiadomości są o wiele mniej zobowiązujące. Przyznam jednak, że należę do ludzi, którzy odpowiadają szybko i bardzo się niecierpliwią, oczekując na wiadomość zwrotną. Spójrzmy prawdzie w oczy- napisanie krótkiego tekstu zajmuje sekundy i można to zrobić o wiele dyskretniej, niż odbywając rozmowę. Tutaj moja tolerancja nie jest zbyt daleko posunięta.

      Strzałki mnie ominęły, ale to dlatego, że pierwszą komórkę miałem stosunkowo późno.

      Usuń
  4. Dlaczego zaraz zgryźliwie? Skoro głosisz tezę o wyższości kontaktów face to face to wypadałoby realizować ją również samodzielnie. Czyż nie?

    Nie mogę dodawać komentarzy w drzewku po Twoją odpowiedzią.

    OdpowiedzUsuń
  5. Uwielbiam ten tekst, dokladnie trafia w punkt :)

    OdpowiedzUsuń