poniedziałek, 28 września 2015

Wianuszek psiapsiółek.

Z homoseksualistami  chodzimy na randki, tworzymy związki i uprawiamy seks. W zasadzie to by było na tyle. Do przyjaźni nie jesteśmy raczej stworzeni i na "przyjaciółki" rodzaju męskiego patrzymy raczej spode łba. Bo niby co? Wspólny shopping, gdzie tanecznym krokiem zwiedzamy centra handlowe, wymachując kartami kredytowymi i chichoczemy chórem nerwowo na widok przechodzących ładnych chłopców? Potem obowiązkowo wspólne mani-pedi, żeby mieć nieco więcej czasu na plotkowanie o rozmiarach przyrodzenia kolejnych one-night-stand'ów,  a w weekendy koniecznie clubbing z kolorowymi drinkami, w tęczowych ciuchach i z kolejną porcją świeżych ploteczek? Brzmi jakoś tak pedalsko. Jednak przyjaźnie, bez względu na to jaki rodzaj aktywności łączy- zdarzają się. I są one trwalsze niż niejeden związek.

Dla potencjalnego absztyfikanta ludzie z naszego otoczenia są problemem drugorzędnym. Przynajmniej na początku. Z czasem jednak zażyłość staje się coraz bardziej intensywna i to właśnie znajomi i przyjaciele są często na pierwszej linii frontu, a dopiero później rodzina. Dla kandydata na partnera im mniej przeszkód- tym lepiej, czasami chyba najwygodniej by było, gdyby panowie poznawali zupełnych odludków. Bezpieczniej. Prościej. Ale czy normalniej?

Jeden przyjaciel- homoseksualista, nie robi żadnego problemu. Można przyjąć, że to po prostu kumpel, z którym czasami wypije się piwo. Dwóch przyjaciół homo, to już powód do daleko posuniętej ostrożności. Bo robi się zbyt tłoczno i zbyt podejrzanie. Kolejne ciotki- satelitki to już czerwony alarm, bo jest niemal pewne, że każdy, kto pojawi się w zasięgu zostanie otaksowany z góry na dół, wyciągnięte zostaną na jaw jego najgłębiej skrywane sekrety, a w ostatecznym rozrachunku i tak będzie bez szans, w starciu z porażającą mądrością wszystko wiedzących "przyjaciółek". Niebezpieczeństwo! Grozi kalectwem i utratą zdrowia. 

Czy rzeczywiście jest się czego bać? Przyjaciele to często głos zdrowego rozsądku. Uświadamiają rzeczy, które ciężko czasem dostrzec, zwłaszcza, jeśli jest się mocno odurzonym świeżym uczuciem. Jest to też jednak głos bardzo stronniczy, bowiem jego priorytetem jest szeroko pojęta troska. Z rodziną bywa różnie- czasem, poza stopniem pokrewieństwa, nie ma nic. Przyjaciele to rodzina, którą sami sobie wybieramy. Łączą wspólne doświadczenia, podobieństwo charakteru, zainteresowania, a czasami jakiś niepojęty, odgórny zbieg okoliczności. To ludzie najbliżsi, którzy nie tylko świetnie doradzą, ale też dadzą wsparcie w najtrudniejszym momencie. Sprawdzeni na tyle, że przetrwali już niejeden związek, nie jedno rozstanie, pełno dramatów i katastrof. I na ogół to oni stali twardo, kiedy wszyscy inni odchodzili. Nic więc dziwnego, że ich naturalną pierwszą reakcją na kogoś "spoza" jest nieufność i uważna obserwacja. Czasami nawet "wywiad środowiskowy". Skoro przyjaciele są jak rodzina, to wszyscy trzymają się razem. Dbają o siebie, troszczą się, a kiedy trzeba- zaciekle bronią. Wchodzisz między ciotki? Czuj się ostrzeżony.

W idealnym świecie wszyscy się polubią i będą zaplatać sobie wianki, piknikując na łące w niedzielne popołudnia. W świecie rzeczywistym kandydat na partnera przejdzie przez sito, z którego może wyjść zwycięsko, albo pogrzebać- bardziej siebie niż kogokolwiek z kółka maryjnego. 

Dobrze. Co jednak z tym nieszczęśnikiem, który staje na linii przyjaźni i miłości? Czy musi wybrać tylko jedną stronę? Mądry człowiek weźmie pod rozwagę punkt widzenia przyjaciół- spojrzy ich oczyma, wyciągnie wnioski, a jeśli zajdzie taka potrzeba, przyzna im rację, bądź przedstawi kontrargumenty. Zrobi też co w jego mocy, aby partner, jeśli nie potrafi polubić, to żeby przynajmniej zaakceptował kumpli, a przy tym poczuł się na tyle pewnie, by wiedzieć, że to on będzie tym jedynym mężczyzną, który nie musi się czuć zagrożony przez nikogo innego. Bo często to też wiąże się z innym samcem (lub kilkoma) na jednym i tym samym terytorium. To wpływa na ego, bo panowie nie lubią konkurencji. Zabawne jest to, że tak naprawdę jej nie mają, a niezadowolenie okazują mocno na wyrost. Ale taka już męska natura- walczymy, nawet jak nie za bardzo jest z kim.

Oczywiście to nie wszystko. Dobry partner nie postawi ultimatum i nie każe wybierać między nim, a "psiapsiółkami". Dobre "psiapsiółki" z kolei nie obrażą się i nie trzasną drzwiami, wymachując po drodze torebunią i krzycząc: "Nie dzwoń do nas, jak się opamiętasz!".

Wszystko można pogodzić. Wszyscy mogą koegzystować. Nikt nie będzie ważniejszy, nikt nie będzie ignorowany. Partner ma inną rolę, przyjaciele są od czegoś zupełnie innego.

Nie wywracajcie zatem oczkami, kiedy Wasz ukochany będzie chciał Wam przedstawić kumpli. W ostatecznym rozrachunku to i tak z Wami wróci do domu.

3 komentarze: