wtorek, 4 sierpnia 2015

Popierdolony. Bo homo.

Był czas, w którym bardzo często zadawano mi niemal identyczne pytanie. Ludzie chcieli wiedzieć w jakim stopniu bycie homoseksualistą jest przyczyną, dla której nie układa mi się w życiu. Co zabawne, pytanie to zadawali mi głównie mężczyźni homoseksualni, którzy nieco a priori uznawali, że jestem głęboko nieszczęśliwy. Odpowiadałem wtedy, że swoją orientację seksualną obwiniam dokładnie tak samo jak oczy w kolorze Bałtyku, długość nosa, kąt nachylenia uszu i obsesyjne wprost uwielbienie do marynowanego imbiru.

Istnieje wśród homoseksualistów niczym nie uzasadniona teoria, że jednak heteroseksualnym układa się w życiu łatwiej. Nie do końca wiem co ma się kryć pod tajemniczym "łatwiej" i czy chodzi o szeroko pojęty całokształt, czy raczej o związki. Ja tej łatwości nie dostrzegam i nie rozumiem, bo niby na czym miałaby polegać? Znam mnóstwo kobiet, które mimo, że są w związkach, to kompletnie się w nich nie odnajdują. Są nieco z rozpędu, przymusu, presji środowiska. Z kobietą miało by być łatwiej? Rzeczywiście, już widzę siebie żonatego i dzieciatego. Pełnia szczęścia, zwłaszcza, że nie znoszę dzieci. Dlaczego jako hetero miałbym być spełniony w roli ojca, kiedy nie posiadam do tego ani ciągot, ani przekonania?

Stworzenie związku jest z zasady rzeczą trudną i nie ma tu znaczenia płeć partnera. To całkowicie poplątana mieszanka predyspozycji i szczęścia do tego, żeby w odpowiednim miejscu i czasie dwie dusze postanowiły pójść tą samą drogą. To mnóstwo ustępstw, wiele poświęceń i ogromna ilość cierpliwości. Jeżeli trafi się na kogoś, kto po prostu nie jest stworzony do związku, to jakie ma znaczenie czy to kobieta, czy mężczyzna? Bzdura. Kompletna. Zresztą tak samo jak i inne sfery życia. Jeżeli nie umiem ogarnąć swojego życia, to nie poradzę z nim sobie bez względu na to, czy będę homo, czy hetero. Nijak ma się to do kariery, umiejętności, podejścia do życia, zainteresowań. Jestem homo. Jeżeli mam mieć pochrzanione życie, to będę je miał również w wersji hetero.

O co więc chodzi? Dlaczego homoseksualiści robią z siebie męczenników? Pomijając rzecz jasna kwestię dyskryminacji. Gdybym dostawał dychę za każdym razem kiedy słyszałem, że panowie chętnie by się z tego "uzdrowili" i "przestawili" to mógłbym nie myśleć o emeryturze. Ktoś musiał kiedyś rzucić taki pomysł, ktoś inny go podchwycił i sfrustrowani homo w każdym zakątku kraju mamroczą to pod nosem jak mantrę: byłoby lepiej, nie byliby sami, wszystko by się układało. Mhm. Jasne.

Życie to jedno wielkie rozczarowanie i tylko od nas zależy to, czy nauczymy się w tym funkcjonować, czy będziemy obwiniać rzeczy od nas niezależne. I czy jest sens szukać winy, podczas gdy o wiele bardziej produktywnym rozwiązaniem byłoby ruszenie z miejsca? Wiem. Nie wszystkie rzeczy są do przeskoczenia. Dlaczego jednak obarczać tym siebie i tracić czas na rozpamiętywanie i kreślenie alternatywnych scenariuszy?

Może i mam poplątane życie, pełne dramatów, w których zachowuję się jak pokręcona popierdółka. Taki jestem. Nie przez kogoś lub przez coś. Tak wygląda mój świat. Takim go postrzegam i tak na niego reaguję. I za cholerę nie chciałbym innego.

 

18 komentarzy:

  1. Poleciałeś uogólnieniami po związkach aż miło.
    Co do homo i związków, no cóż a nie jest tak, że w tym układzie mimo wszystko statystyka działa na niekorzyść. I chociażby z tego względu heterykom łatwiej.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Oczywiście, że poleciałem.
      Bo o to chodzi- związek to związek.
      Nie bardzo jednak rozumiem co ułatwia statystyka.

      Usuń
    2. Statystycznie łatwiej spotkać kogoś z kim można próbować życie sobie ułożyć. To miałam na myśli.

      Usuń
    3. Pitu-pitu.
      Zwłaszcza jeśli wziąć pod uwagę rozwody, przemoc i ludzi, którzy są ze sobą ze względu na dzieci. Albo z przyzwyczajenia lub strachu przed samotnością.
      Udany związek hetero jest tak samo rzadki jak udany związek homo.

      Usuń
    4. A co to za fatalizm? I uogólnień ciąg dalszy jak ta lala.
      Są szczęśliwe związki hetero i nieszczęśliwe. Zapewne rozkłada się to jakoś po połowie.
      Nie zgadzam się z tezą, że jest ich tak mało jak udanych związków homo.
      Tyle, że nie mam na poparcie danych statystycznych, a jedynie to co w zasięgu czyli znajomych, przyjaciół i rodzinę.

      Usuń
    5. Bo od uogólnień się zaczęło: Och, gdybym był hetero, wszystko by się ułożyło. Co ma piernik do wiatraka?

      Usuń
    6. Może tak, może nie:)
      Zawsze jeszcze można obwinić cyklistów i masonów za swoje nieszczęśliwe życie. Bo dlaczego nie:)

      Usuń
    7. O widzisz!
      Właśnie o tym napisałem. Jak ktoś jest popierdolony, takie ma życie. I nie ma z tym nic wspólnego orientacja. Lubimy zrzucić winę na coś, na co nie mamy wpływu.

      Usuń
    8. Tyle, że na popierdzielenie jak mniemam różne czynniki mają wpływ w mniejszym lub większym stopniu.
      Można też próbować to popierdzielenie jakoś ogarnąć i zniwelować.

      Usuń
    9. Czy należy je jednak łączyć z orientacją?

      Usuń
    10. Taki sam jak uważanie, że w przyrodzie szczęśliwych związków hetero czy homo nie występują:)

      Usuń
    11. Nie napisałem, że nie występują.

      Usuń
    12. Jedynie, że ze świeczką ich szukać:)))

      Usuń
  2. <3
    Jednakże, trochę zgadzam się z hwa :) Udane związki hetero istnieją trochę częściej, zapewne z powodu większej ilości heteroseksualistów na naszej uroczej planecie.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Tak Artista, to tylko przewaga liczebna. Nie będziemy się jednak zajmowali statystyką i prowadzili badań na grupie reprezentatywnej, bo nie o to chodzi. Rzecz w tym, zeby nie przypisywać orientacji seksualnej wszystkich nieszczęść, które nas spotykają.
      I tyle.

      Usuń
  3. Gówno prawda… Bycie homo więcej ułatwia, niż utrudnia. Dzięki temu, żem pedał, udało mi się uniknąć a) ślubu w wieku 21 lat, tylko dlatego, że zapłodniłem jakąś paskudę b) bandy bachorów c) mieszkania z żoną w liczącym 36 m.kw apartamencie teściów d) pracy w hucie czy innej hurtowni. Słowem, tych wszystkich przyjemności, które zaraz po rozpoczęciu dorosłego życia zafundowało sobie 90% kumpli z ogólniaka. Jakoś nie żałuję.

    OdpowiedzUsuń