Oczywiście istnieją związki głęboko ukrywane, a synowie latami mieszkają jedynie ze "współlokatorami". Wygodne to niby, z pewnością mocno podejrzane, a na koniec i tak się okazuje, że wszyscy wiedzieli. Można strzec swojego życia, nie dopuszczając partnera do rodziny- czyli żegnamy się na 4 godziny w niedzielę, kiedy rosół i schabowe czekają w rodzinnym domu. W zasadzie to wszystko można, ogranicza nas jedynie to jak bardzo jesteśmy otwarci, albo też raczej zamknięci wobec swoich bliskich.
Sam najbliższy byłem przekonaniu, w myśl którego powinienem przedstawić tylko kogoś, wobec kogo będę absolutnie pewny. I nie, nie chodzi o to, że wolałem wszystko grzecznie tuszować i prowadzić podwójne życie- prawdziwe, homoseksualne, drugie na pokaz, pozbawione zupełnie seksualności. Znając swoją sytuację wiedziałem doskonale, że z wielu powodów przedstawienie kogoś, kto już się sprawdził jako partner i kto nigdzie się nie wybiera, będzie dowodem na to, że nie dzieje mi się nic złego, że oszczędzę stresu związanego z rozstaniami, powrotami, niestabilnością, zawiedzionymi nadziejami. Brzmi fajnie, prawda? Mieć kogoś przetestowanego tak bardzo, że rodzina przyjęłaby go bez mrugnięcia okiem, zaakceptowała i może nawet w pewien sposób pokochała (niestety jestem przeciwnikiem całego tego pozorowanego pozyskiwania "drugiego syna". Nie jest mi potrzebne rodzeństwo, w moim życiu ma być partner- mój, a nie dodatkowe dziecko dla rodziców). Życie pokazało, że bywa z tym różnie, a w relacjach homoseksualnych dramat goni dramat, przy czym wcale one nie scalają związku, nie wyciąga się z nich wniosków, nie pracuje się nad naprawą, nie zmierza do rozwiązania sytuacji, zrozumienia własnych potrzeb. Sytuacje są z miejsca stawiane na ostrzu noża i potrzeby obu stron mają się nijak do żądań wysuwanych przez jednostkę. A może to tylko ja mam pecha?
Wracając jednak do tematu- nie doceniamy rodziców. Niepotrzebnie próbujemy ich wyeliminować ze swojego życia, lub oszczędzić im wiedzy na nasz temat i przeżywania tego, co nas dotyczy. Oni wiedzą. Czują. I jeśli pominąć ekstremalne przypadki, chcą być uczestnikami, wspierać i rozumieć. Moja Mama dowiodła tego kolejny raz całkiem niedawno, kiedy świat mi się zaczął walić. Chociaż nie mówiłem w czym rzecz, widziała co się ze mną dzieje. Poznała minę, ton głosu, reakcje organizmu, które dla mnie są niewidoczne. Wiedziała i czuła. I wsparła mnie tak, jak mogła najlepiej. A ja ryczałem nad słonecznikowym tortem i wodą z aloesem, w samym środku centrum handlowego. Było mi źle, że jestem sam i dobrze, że jednak nie do końca.
Dobrych rodziców nie da się oszukać. A mając tych wspaniałych, nie trzeba tego robić. Życie i bez tego jest wystarczająco skomplikowane.
;( skąd czerpać odwagę?
OdpowiedzUsuńMoże zabrzmi to trochę tanio, ale z miłości.
UsuńCzyli pozostaje czekać na miłość.
OdpowiedzUsuńCzekać. Albo szukać. Albo machnąć ręką i niech się dzieje co chce!
Usuń