środa, 19 sierpnia 2015

Refleks szachisty.

Naturalnie, że jestem pamiętliwy. Jest to cecha bardzo utrudniająca życie w branży, gdzie prędzej czy później trafia się na te same osoby, które po latach nieudanych prób, raz jeszcze nieśmiało pukają, mniej lub bardziej pomni tego, że pod danym adresem już kiedyś zawitali. Bezskutecznie lub z efektem odwrotnym od zamierzonego. Czyli najczęściej była porażka. Jednakowoż ilość osobników homoseksualnych płci męskiej, w danym zasięgu terytorialnym nie jest nieograniczona, więc ścieżki krzyżują się ponownie. I gdyby pamięć moja była zawodna, pewnie nawet coś by się wydarzyło. Niestety nie jest. Kojarzę perfekcyjnie. Zwłaszcza jeśli ktoś mi podpadł.

Z reguły daleki jestem od palenia mostów. Spójrzmy jednak prawdzie w oczy- z mężczyznami nie zawsze da się żyć w zgodzie, a emocje bardzo często biorą górę zwłaszcza tam, gdzie są na siłę wywoływane- żaden z nas nie umawia się przecież ot tak, z nudów. Cel jest oczywisty, prowadzimy nieustanną rekrutację na dożywotnie stanowisko partnera.  Żadnych półśrodków, zamienników. Próbujemy aż do znudzenia i tylko wściekłość i frustracja w nas coraz większe, kiedy kolejny kandydat okazuje się kompletnie nie przystawać do wyśrubowanych wymagań. Z każdej takiej porażki pragniemy się otrząsnąć jak najszybciej i pół biedy, kiedy podobna reakcja jest po obu stronach. Tak bywa jednak rzadko i z reguły ktoś chce, a ktoś inny już niekoniecznie. Trzeba więc postawić sprawę na ostrzu noża, odciąć się kategorycznie, a najlepiej jeszcze zachować się po chamsku i bezpardonowo. To efektywne.

Czas jednak mija. W tym samym bagienku coraz mniej dostępnych kawalerów bez obciążeń. Do czterdziestki i dalej już niepokojąco blisko. Na seks coraz mniej chętnych, propozycje spotkania padają coraz rzadziej i to albo od tych stanowczo za młodych, albo stanowczo zbyt wiekowych. I czas się zreflektować. Pogrzebać w starych kontaktach, odkurzyć znajomości, spojrzeć raz jeszcze nieco bardziej łaskawym okiem na tych, których się odrzuciło.

Co się okazuje? Ktoś się wyrobił. Ktoś poszedł na siłownię, albo może się wylaszczył. Już w sumie nawet nie przeszkadza jeśli gdzieś tam po drodze jego fizys wyraźnie raził. Przecież w sumie aż taki odpychający nie był, a że akurat w tym czasie był ktoś młodszy, lepszy lub bardziej atrakcyjny, to już inna para kaloszy. Było minęło. Teraz nie jest źle. Dałoby się coś wykrzesać. I korci, żeby się odezwać. "Przywrócić kontakt".

Restart? Zaczynamy od nowa, nie pamiętając gorzkich słów, obcesowego zachowania? Nic to, że ktoś się wypiął, nie zadzwonił lub zupełnie zaczął ignorować. Nic, że nawet nie pamięta imienia, za to wspomina doskonale, że trafił w nas na kogoś, kto za mocno chciał się angażować. I wreszcie nic to, że my sami ewoluowaliśmy i na tego typu znajomościach wykształciliśmy w sobie reakcje obronne organizmu, które z jednej strony pozwalają uchronić siebie samego przed popaprańcami, a z drugiej przekreślają umiejętność stworzenia regularnej, stałej relacji, bo tylko człowiek patrzy, z której strony oberwie.

Zatem tak. Spotkałem się z refleksem szachisty. I chociaż wszystko we mnie krzyczało, żeby wrzasnąć "Pierdol się złamasie!", zmełłem to w ustach, dochodząc do wniosku, że zachowując się w ten sposób, niczym nie będę się różnił od tego, kto potraktował mnie wówczas jak śmierdzące gówno. Nie. Nie potrzebuję poprawiać sobie nastroju niszcząc kogoś, celnie go kąsając.

Były przeprosiny, była nieśmiała propozycja, była próba "przywrócenia kontaktu". Cóż, nie jestem sonda marsjańska, żeby się kontakt ze mną urywał. Powtórek z rozrywki też nie uznaję. Jesteśmy dorośli. Czyny mają swoje konsekwencje. 

Wniosek? Skasuj numer. Nawet jeśli oprzytomniejesz, będzie za późno. Pretensje można mieć tylko do siebie.
 
 

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz