czwartek, 27 sierpnia 2015

Tęcza off.

Tęcza na Placu Zbawiciela zniknęła. I smutno się zrobiło. Nawet całkiem bardzo smutno.

Zazwyczaj nie wypowiadam się o tym, co dzieje się poza moim własnym podwórkiem w Denver. I pewnie tak powinno zostać, bo mało co wiem i na mało czym się znam. Tęczy nie widziałem (pierwsza wizyta w Warszawie ciągle przede mną...), całego zamieszania wokół niej jakoś specjalnie nie śledziłem. Cieszyłem się jednak, że jest. I zostać powinna, nawet jeśli z założenia miała tam być tylko przez pewien czas. Jest jednak oczywiste, że przeszkadzała od samego początku, a Polacy uwielbiają kiedy ich coś dzieli, a nie łączy, więc trzeba było jak najprędzej się tego pozbyć, w trosce o dobro społeczeństwa, nieskalanego myślą o tolerancji wobec odmienności.

Ze mnie jest  prosty facet. Nie potrzebuję tony brokatu, stroju wróżki i boa z piór, żeby podkreślić swoją orientację seksualną. Nie znaczy to jednak, że jest ona dla mnie powodem do wstydu. Jestem homoseksualistą, nie ukrywam tego, chociaż nie czuję też potrzeby obnoszenia się z tym. Jednak w kraju, w którym po drodze do pracy, w mieście tak małym, jak Denver, mijam przynajmniej dwa razy dziennie trzy olbrzymie krzyże i dwa papieskie pomniki, oraz dziedziniec kościoła, z którego zionie zapachem niemytych ciał i starymi onucami, zupełnie niezależnie od tego, że nie jestem wcale religijny, nie mam nic przeciwko temu, że gdzieś stoi symbol równości. Symbol, z którym jednak się utożsamiam, chociaż nigdy nie uczestniczyłem ani w paradzie, ani w demonstracjach. Symbol z założenia dobry, jakkolwiek nawiedzeni księża usiłowaliby dorabiać do tego teorię dewiacji, sprzedawaną w każdą niedzielę na równi z receptami na życie rodzinne, seksualne i agitacją wyborczą.

Miło było zerkać na selfie pod tęczą, pokazywane na Instagramie. Miło było pomyśleć, że może i ja jeszcze zdążę tęczę zobaczyć. Nie wyszło- tęczę zdemontowano, a cała Polska odetchnęła z ulgą. Koniec homopropagandy, a narodowcy będą musieli znaleźć sobie inny cel. Czekam na to kto pierwszy wpadnie na pomysł, aby postawić tam monument upamiętniający "zamach" smoleński, czemu przyklaśnie cały naród.

Całe zamieszanie nie było nawet warte rozgłosu i afery, jak się wokół tego stworzyła. Stanęła sobie tęcza. Ani nie była obrazoburcza, ani szpecąca, ani też jakoś specjalnie rzucająca na kolana. Miasta na całym świecie decydują się na podobne atrakcje, które stają się potem stałym punktem turystycznym. Ale u nas tak się nie da. Tutaj trzeba opluć, podpalić i zrównać z ziemią. Wszyscy musimy być jednakowi, każdy rodzaj odmienności jest zagrożeniem, które trzeba wyeliminować. Postawmy zatem gigantyczny krzyż, jeszcze większego Chrystusa, a do tego ze cztery pomniki papieża. Chyba nawet Watykan mniej się obnosi z wiarą niż Polska. Szczęśliwie po tęczy zostajemy jeszcze my- ludzie, którym tęcza kojarzyła się dobrze. Tylko smutno tak jakoś. Inaczej. I pusto.

Zamiast tęczy zostało niebieskie niebo. A w głowie rozbrzmiewa słodka Ella.

Blue skies
Smiling at me
Nothing but blue skies
Do I see



7 komentarzy:

  1. I jako prawdziwi patrioci, mówmy "wziąść"!

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. A tęcza była urocza! Miło było na nią popatrzeć z tramwaju :)

      Usuń
    2. Artista, Ty mnie musisz "wziąść" ze sobą do Warszawy, bo mi znowu coś umknie. Ja Ciebie proszę!

      Usuń
  2. I Ty nie byłeś w Warszawie? Wsiadaj w Pendolino (pindolino) i ruszaj

    -mix

    OdpowiedzUsuń