piątek, 7 sierpnia 2015

Window shopping.

Dzisiaj mnie to bawi. W wieku trzydziestu trzech lat patrzy się jednak już nieco inaczej, więcej rzeczy bawi, inne tracą na znaczeniu. Pamiętam jednak jak bardzo potrafi to być męczące i frustrujące. Wszyscy jesteśmy bowiem jak manekiny w oknie wystawowym. Kolejni mężczyźni przechodzą, taksują wzrokiem, a później idą dalej ze swym nieprzeniknionym umysłem, w którym może i coś zaiskrzyło, ale o tym nigdy nikt się już nie dowie. Bez względu na to, czy siedzimy w klubie sącząc swoje cosmo, czy w domowym zaciszu pijemy tanie wino, przeglądając kolejne profile- jesteśmy uczestnikami window shopping. Czasami tylko zamieniamy się stronami i oglądamy innych, tak samo, jak oni nas.

W zasadzie nie mam nic przeciwko. Niech patrzą, to się przynajmniej odruchowo wyprostuję. Niech oceniają, a może nawet niech coś dostrzegą. Ale i niech coś z tego wynika- jakiś ruch, skinięcie, uśmiech, oczko, słowo, a najlepiej całe zdanie. Wszystko jest lepsze od badawczego spojrzenia i braku reakcji. Coś ze mną nie tak? Kukuryku mam na głowie? Nie wytarłem ryja po szczotkowaniu zębów? Aż tak przeciętny jestem? Niech się coś zadzieje, w przeciwnym razie całe to powolne sączenie fikuśnego drinka z parasolką, czy nawet heteryckie żłopanie piwska,  wertowanie profili w nieskończoność naprawdę o kant dupy rozbić. Nuda. Strata czasu. Mam milion lepszych rzeczy do zrobienia.

Czy chodzi o nieśmiałość? Przecież z reguły wiemy, że on wie, a on wie, że my wiemy. Wszyscy wiedzą, spojrzenia są znaczące, jednak nadal łatwiej przychodzi rzucić wymowne "Sex?" niż "Diablo mi się podobasz, więc idziemy na randkę" .To drugie celowo bez znaku zapytania- lubimy przecież zdecydowanych mężczyzn, prawda? Nie chcę żeby mnie ktoś pytał o to, czy się zgodzę. Chcę, żeby działał. Nawet brzydal z siłą przebicia i pewnością siebie może sprawić, że ziemia mi zadrży pod stopami i wcale nie musi się nawet wtedy do tego przykładać. Pójdę, chociażby się miało okazać, że łączy nas jedynie to, że jesteśmy formą życia oparta na węglu. Paradoksalnie łatwiej mężczyznom proponować coś tak intymnego, jak seks. Szybka propozycja spotka szybki odzew, albo będzie można wpaść ze wstydu pod ziemię, gdy ktoś nie zareaguje, lub co gorsz- nie odpowie. Seks jest łatwiejszy- rozmowa, propozycja czegoś, co wymaga wysiłku intelektualnego i starań, okazanie zainteresowania, przyznanie się do niego- już niekoniecznie. A i tu przecież liczy się reakcja. Konkretna, fajna, szczera, może nawet mocno impulsywna. Życie mija, kolejne niewykorzystane szanse gdzieś się tłoczą za nami, bez możliwości powrotu.

Poza tym- czy to zawsze musi prowadzić do jednego? Musi być związek, musi być seks, musi być bez zobowiązań, musi być etykietka. Może po prostu kogoś poznać? O zgrozo- polubić nawet!

O co więc chodzi? Po co te podchody, po co zwlekać, po co przyglądać się w oczekiwaniu aż ktoś zrobi pierwszy krok, zamiast zrobić go samemu? Jasne, że się sparzymy nie raz, przejedziemy ostro, może nawet popełnimy kilka błędów. Czy nie będzie jednak przyjemniej? Szczerze? Spontanicznie? 

Pewnie głupio pytam. Namierzajmy się dalej.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz